Tak szczerze to w ogóle miałem nie pisać tej relacji. Ale gdy po raz kolejny usłyszałem: - Gdzie jedziesz? Ty? Przecież do Ciebie to w ogóle nie pasuje....śmiali się znajomi... - Przecież Ty nie znosisz plażowania, chciałeś zrobić coś aktywnie.... - Do MAROKA? Kupiłeś sobie tygodniowy wypad all inclusive? hahah...
No i wtedy pomyślałem, że jednak muszę napisać tę relację. Sęk w tym, że większość myśli o Maroko bardzo generalizując. Jeśli ktoś tam jedzie to na pewno na WCZASY, na pewno na all inclusive, na pewno wylegiwać się na plaży, ewentualnie zrobić wycieczkę na bazar. Z pewnością jest zdecydowanie więcej takich krajów...aczkolwiek chciałbym poruszyć dyskusję na tym właśnie przykładzie. Bo tak w tym kraju, tak w każdym innym...nawet najbardziej turystycznym jest masa na prawdę fajnych rzeczy do zrobienia.
Dlatego chciałem przedstawić Wam Maroko (po części) z ciut innej perspektywy. Bo jeśli zapytasz - komu jako pierwsze...ok nawet trzecie skojarzenie z tym krajem...do głowy przychodzą góry? Powiem więcej - wysokie, ośnieżone góry. No właśnie...przecież tam są. Atlas to najwyższe pasmo w Afryce Północnej. Szczyty sięgają ponad 4000 metrów....a to już coś. Ja akurat wybrałem się w małej grupie, gdzie naszym głównym celem było wejść na najwyższy szczyt tego pasma - Jebel Toubkal. Ta licząca 4167 m.n.p.m góra jest również najwyższym szczytem całej Afryki Północnej. Co ważne - byłem tam z początkiem października tego roku. No więc ruszajmy.
Loty bezpośrednie z Krakowa do Marrakeszu da się złapać spokojnie za 400-500 zł bez większych promocji.
Sam Marrakesz jak to miasto...jest nawet ciut mniejsze niż myślałem, główny bazar jest zdecydowanie mniej bazarowy i hmm...arabski niż widziałem chociażby w Fez czy Nador w innych częściach kraju. Są niby zaklinacze kobr, fakirzy, wieczorami jest na prawdę tłoczno i dzieje się sporo...
Ale..Ale...kto nie rozpoznał znaku podpowiadam STOP... miało być poza utartym szlakiem, miało być Maroko inaczej....więc wybaczcie...przechodzę do rzeczy...nie po to piszę tę relację
;)
Tak więc ruszamy w góry! Z Marrakeszu do Imlil - miejscowości z której rozpoczyna się trekking jest ledwie 1,5 jazdy. Dobra lektura i droga mija w mgnieniu oka...
Co ciekawe od października w Maroko zimują NASZE bociany. Bo chyba nikt nie powie, że są Marokańskie i wyjeżdżają na letnie wczasy do Polski.... Jakby nie było uznajemy to za dobry znak
;)
Trekking trwa dwa intensywne dni. W sumie liczy około 40 kilometrów marszu (wraz z wejściem na szczyt). Niby można rozłożyć to na 3 dni...ale chyba niewielu tak robi...Pierwszy dzień startujemy z Imlil. Wysokość ok. 1600 m.n.p.m. i w około 6 godzin docieramy do schroniska na 3200 m.n.p.m
Szczyt widać już na starcie treku. Fajnie motywuje do drogi...To ten środkowy wierzchołek...może wydaje się ciut niższy niż dwa obok niego, jednak po prostu stoi lekko w oddali. Na ten moment trochę nieprawdopodobne, że być może jutro uda się stanąć na jego szczycie....
;)
Za wstęp po parku nie płaci się nic. Można iść samemu, można wynająć przewodnika - jak kto woli. Generalnie droga do schroniska jest prosta i nie idzie zboczyć z trasy...natomiast samo wejście na szczyt może nie tyle co można się zgubić, aczkolwiek lepiej iść odpowiednią trasą, by nie błądzić szczególnie w początkowej fazie, gdzie dużo głazów. Tak czy inaczej szczyt w miarę popularny, przy dobrej pogodzie w razie wątpliwości wystarczy podłączyć się pod innych piechurów.
Pierwszy dzień i droga do schroniska, w którym spędzimy noc wygląda mniej więcej jak na zdjęciach powyżej. Łatwa, wystarczy jakakolwiek kondycja i sprawność, by bez większego trudu ją pokonać. Oczywiście musimy pamiętać o rosnącej wysokości, którą w miarę szybko nabieramy. Część (mniejszość, ale jednak) osób czuła się źle podczas wieczoru i nocy w schronisku. Wymioty i ból głowy się pojawiły, aczkolwiek w mojej skromnej opinii zachowując podstawy czyli porządne nawadnianie się, podchodzenie bez pośpiechu i krótkie wyjście w górę na aklimatyzację przed snem powinny wyeliminować niedogodności.
Na trasie jest kilka miejsc by coś zjeść czy napić się wyciskanego soku z owoców. Można też wynająć muła na bagaże jak ktoś strudzony...nie popieram, ale opcja jest. Tak wygląda schronisko z góry. Jesteśmy i śpimy na 3200 m.n.p.m.
Kładziemy się wcześnie, ok 22, bo około 5 ruszamy, przed świtem na szczyt. Od teraz tak na prawdę się zaczyna zabawa...
:) Ta część trasy jest już trudniejsza, bardziej stroma i techniczna. Sporo kamieni, mijanych głazów. Szybko pniemy się w górę. Dopiero po ponad godzinie (przynajmniej w tej części roku) pojawia się śnieg. Pogoda igła. Od wschodu ani jednej chmurki na niebie i świeci słonko.To wiadomość tym lepsza, jeśli dodam, że 2 i 3 dni wcześniej nikt nie wszedł na szczyt z powodu fatalnej pogody i bardzo silnego wiatru.
Natomiast kiedy wchodzimy już w strefę śniegu...około 3600-3700 m.n.p.m. całkowicie zapominam, że jestem w Maroko. Obrazy które widzę powodują jakieś dziwne wyobcowanie, czuję się jakbym teleportował się w inne miejsce na świecie.
Trzeba przyznać, że fotografie potwierdzają moje słowa...w ciągu jednego dnia z gorącego, pustynnego miejsca....na inną pustynię....lodową! Na trasie są dwa odcinki strome (tu już przydadzą się raki) mijamy też przełęcz (ok.4000 m.n.p.m.) na której podobno zawsze wieje, a za nią już praktycznie widać szczyt... ale o tym i czy udało się dotrzeć na szczyt w następnej części
;)@vivere akurat u nas zamierzone dla żartu
;) chyba odwrotnie jak w przypadku Bronka :p @cypel nie ukrywam - mam problem z tą odmianą :p jedni mówią, że w ogóle się nie odmienia...inni, że odmienia...a jak widać prawda po środku
:D no i potwierdzam słowa jak się spakować...jeśli raz zainwestujesz w cienką kurtkę puchową (moja da się spakować w jej własną kieszeń, a do - 10 wystarcza) i polar to problem z głowy. Jedynie zostają dobre buty....ale je zawsze można mieć np na czas lotu na nogach
;)@sranda & @Japi_29 hehe sęk w tym, że raczej ludzie jak my tutaj są w mniejszości i dlatego siedzimy na tym forum i się rozwijamy podróżniczo :p Z całym szacunkiem, ale większość ludzi nazwijmy pospolitych tak kojarzy Maroko i nie ma się co z tym nie zgadzać ;]
@pemat krokomierz liczył przebytą trasę. Faktycznie nie weryfikowałem tego inaczej (a szczególnie przy wejściu na szczyt krokomierz może solidnie zakłamać teraz łapię refleksję :p ) aczkolwiek Endomodo pokazywało komuś słyszałem 15 km ze Imlil do schroniska i 5 km na szczyt = 40 km.
@vivere jeśli chodzi o raki i kijki można wypożyczyć na miejscu w razie coDodam, że koszt wynajęcia zestawu kijki + raki to około 7 euro za dobę (potrzeba na dwie) więc wydaje się to dość niska kwota (przynajmniej finalnie ja tyle zapłaciłem po negocjacjach, które oczywiście obowiązkowe :p )Nie ma co leniuchować trzeba atakować szczyt! Ruszamy o 5 rano, jeszcze przed wschodem słońca. Początek trasy już zapowiada przygodę, bo trzeba wejść na niewielki wodospad. Później lekkie zawijasy pośród wielkich głazów, a w momencie gdy wstaje słońce zaczynamy dostrzegać w jak pięknym miejscu jesteśmy. Po około 1,5 godziny zaczyna być biało. Do szczytu jeszcze trochę drogi przed nami, natomiast tempo spada. Nie koniecznie przez zmęczenie...po prostu nie mogę się przestać gapić na otaczające nas widoki. Pomyśleć, że kilka godzin jazdy i znaleźlibyśmy się na...Saharze...
:o
Krótka przerwa na odpoczynek i kontemplację. Dopiero się zorientowałem, że jesteśmy już sporo ponad chmurami. W granicach 3900 można założyć raki, gdyż w niektórych partiach robi się ślisko.
4000 m.n.p.m. Mijamy przełęcz. Pogoda wręcz idealna...a przypomnę, że jeszcze dwa dni temu nikt nie mógł wejść szczyt z powodu fatalnych warunków. Natomiast na przełęczy podobno zawsze wieje...potwierdzam...pogoda igła....a w tym miejscu dla odmiany lepiej się sprężać. bo potrafi nieprzyjemnie zawiać. Przed nami już ostatni odcinek. Częściowo mocno pod górę, obchodzimy wierzchołek dość wąską ścieżką...metr w lewo i można zjechać ładne kilkaset metrów w dół.
Gdy się odwrócimy widać, że w całej okolicy nie ma już wyźszego punktu niż się znajdujemy. Wyższe wierzchołki znajdziemy dopiero w Alpach w Europie, a w drugą stronę kilka tysięcy kilometrów dalej - w Etiopii.
No i w końcu...docieramy na szczyt Jebel Toubkal! 4167 m.n.p.m. najwyższa góra Afryki Północnej. Ze schroniska czas dojścia w zależności od kondycji i ilości przerw na delektowanie się widokami wyniesie od 3 do 5 godzin.
Kto chodzi po górach zrozumie. Zdobycie szczytu zawsze jest miłe...zdobycie szczytu mianowanego jako najwyższy z jakiejś przyczyny powoduje szczęście i przyjemne łechtanie ego. Prawda jest taka, że może i Jebel Toubkal nie należy do trudnych do zdobycia wierzchołków. Prawdą też jest, że każdy o podstawowej sprawności fizycznej, odpowiednim zachowaniu standardów przy wędrówkach na tej wysokości szczyt ten zdobędzie. Należy jednak pamiętać, że to już ponad 4000 m.n.p.m. A na tych wysokościach trzeba zachowywać racjonalny umysł i w razie czego reagować odwrotem. I nic nie zepsuje mi satysfakcji z wejścia na ten czterotysięcznik. Nic nie zachwieje mojego przekonania, iż jest to swojego rodzaju wyzwanie, któremu podołałem. Nic....nawet to, że na szczycie spotkałem oto tego gościa, który brutalnie udowadnia, że wyzwanie to...jest osiągalne na prawdę dla każdego...
;)
;)
:D
Po chwili odpoczynku na szczycie zostaje ostatni etap - czyli zejście do schroniska, posiłek i mozolne, kilkugodzinne zejście do Imlil.
Mimo, że ta relacja głównie chciała pokazać inną stronę Maroka. Tę zimną, śniegową, niegościnną, ale jakże piękną. To rozszerzę ją jeszcze jutro o jedną część. Część ukazującą jak ogromnie różnorodny jest ten kraj. Zabiorę Was z pustyni lodowej...na pustynię piaszczystą. A wszystko to dzieli zaledwie kilka godzin jazdy autem.Jak wychodziliśmy przed świtem to widać było, że czasem woda była zamarźnięta więc z pewnością poniżej zera...jak wyszło słońce i nie zawiało akurat to było całkiem przyjemnie. Natomiast na szczycie w pełnym słońcu wręcz można było spokojnie rozpiąć kurtkę, bo było tak ciepło. Aczkolwiek pamiętaj o tym, że my akurat mieliśmy świetną pogodę. Kilka dni wcześniej ludzie na szczycie zostawali kilka minut i uciekali na dół bo wiał tak lodowaty wiatr. Podsumowując...jak to w górach...może być na prawdę różnie i zmiennie
;)@pemat oo a na jaki miesiąc planujesz wyjazd?
;)W takim razie aura w górach będzie z pewnością zupełnie inna...podejrzewam, że w ogóle bez śniegu jak coś
:)jakby nie patrzeć w aurze śniegowej wszystko prezentuje się zdecydowanie przyjemniej i piękniej
;) choć nawet bez śniegu pewnie warto, aczkolwiek ciężko mi to sobie wyobrazić
;)Na dokładkę chciałem dorzucić może już nie tyle niestandardowe miejsce, aczkolwiek zdecydowanie kontrastujące z głównym wątkiem. Bo nie jest wiele miejsc na świecie, w których można zejść z czterotysięcznika i w ciągu kilku godzin znaleźć się na piaszczystej, gorącej pustyni. A tak w Maroko jest. Co więcej jest to jedno z najpiękniejszych, najbardziej majestatycznych i fotogenicznych miejsc jakie do tej pory widziałem! Wielu osób wyobraża sobie, że cała Sahara pokryta jest piaszczystymi wydmami. Prawda jest taka, że ledwie może 10% jej powierzchni wygląda tak cudownie jak na poniższych zdjęciach. Zdecydowana większość to po prostu żwir i kamienie. Ja odwiedziłem jedno z popularniejszych miejsc od spędzenia czasu na Saharze - okolice miejscowości Merzouga. Co więcej spędziłem tam też noc. W moich prywatnych przemyśleniach turystyczne miejsca dzielą się na: - nie warte odwiedzenia, bo nie są fajne - fajne, ale nie warte odwiedzenia (m.in. przez zatracenie wszelakich wartości przez odwiedzające tłumy) - fajne i mimo turystycznej łatki warte odwiedzenia
Do tej trzeciej kategorii podpiąłbym tą część Sahary. Mimo, iż przyjeżdża tam wiele zorganizowanych wycieczek, to przez wielki obszar nie czuć tłoku. Nie ma kolejek, nie czuć turyzmu na każdym kroku. Obozy, w których spędza się czas lub noc są w dość dużych odległościach od siebie. Max w takim obozie może być kilkadziesiąt osób. A wystarczy odejść dosłownie za pierwszą lepszą wydmę by napawać się tym co w tym miejscu jest najlepsze...ciszą, przecudowną dziką naturą i majestatycznymi widokami. Ja wiele w życiu widziałem, ale powiem Wam, że tam w mojej opinii czuć to 'coś'. Wydmy w blasku dziennego światła - cudowne. W blasku zachodzącego słońca - pomarańczowo czerwonawe - jeszcze piękniejsze...A jak spędzacie tam jeszcze noc....tak rozgwieżdżone niebo można obserwować tylko w na prawdę wybranych, odludnych miejscach na ziemi. Coś fantastycznego.
;) No i dla fanów fotografii jest to miejsce zaj$&*# fotogeniczne!
:D
Jak wspomniałem jeśli ktoś lubi fotografię, Sahara będzie miejsce, gdzie pojemność waszych kart SD może być poważnie zagrożona. Czułem się jak dziecko ciągle cykając to nowe panoramy, ujęcia czy kompozycje. Dopiero po jakimś czasie ochłonąłem, usiadłem i zacząłem napawać się wszechobecnym pięknem otaczającej mnie natury.
Selfie z wielbłądem musi być!
Całym zamysłem tej relacji było po części pokazanie jak różnorodne i ciekawe potrafi być nie tylko Maroko, ale ogólnie przypomnieć, że wiele turystycznych miejsc ma też swoje drugie, ciekawsze oblicze. Czasem wystarczy po prostu zejść, nawet odrobinę z utartego szlaku. A Maroko potrafi zaskakiwać. Mam nadzieję, że wielu z Was też da się różnie pozytywnie zaskoczyć.
@vivere akurat u nas zamierzone dla żartu
;) chyba odwrotnie jak w przypadku Bronka :p@cypel nie ukrywam - mam problem z tą odmianą :p jedni mówią, że w ogóle się nie odmienia...inni, że odmienia...a jak widać prawda po środku
:D no i potwierdzam słowa jak się spakować...jeśli raz zainwestujesz w cienką kurtkę puchową (moja da się spakować w jej własną kieszeń, a do - 10 wystarcza) i polar to problem z głowy. Jedynie zostają dobre buty....ale je zawsze można mieć np na czas lotu na nogach
;)
Kurcze Adam jak zawsze fajne fotki
:)Moim marzeniem od jakichs 18 lat (jak tylko stałem się pełnoletni) było właśnie pojechać do Maroka i zaliczyć ten szczyt
:DŚwietna relacja, gratuluję
ambush napisał:Trekking trwa dwa intensywne dni. W sumie liczy około 50 kilometrów marszu (wraz z wejściem na szczyt). to gdzie wy jeszcze zawędrowaliście?bo z Imlil do schronisk jest ok. 11 km + ok. 3 km ze schroniska na szczyt
;)
ambush napisał: Sęk w tym, że każdy myśli o Maroko bardzo generalizując. Jeśli ktoś tam jedzie to na pewno na WCZASY, na pewno na all inclusive, na pewno wylegiwać się na plaży, ewentualnie zrobić wycieczkę na bazar. Hmm... Nie wiem jakich masz znajomych, ale dla mnie Maroko byłoby chyba jednym z ostatnich krajów o jakim pomyślałbym rozważając wczasy all-inclusive.
;) Zupełnie nie kojarzy mi się z takim wypoczynkiem.
u mnie 70% znajomych będących w Marokoooko za punkt honoru biorą sobie wejście na Jebel Toubkal
:Dsłyszę tylko "jak to być i nie wejść" więc jak sam się wybiorę to szczyt obowiązkowo
:D
@sranda & @Japi_29 hehe sęk w tym, że raczej ludzie jak my tutaj są w mniejszości i dlatego siedzimy na tym forum i się rozwijamy podróżniczo :p Z całym szacunkiem, ale większość ludzi nazwijmy pospolitych tak kojarzy Maroko i nie ma się co z tym nie zgadzać ;] @pemat krokomierz liczył przebytą trasę. Faktycznie nie weryfikowałem tego inaczej (a szczególnie przy wejściu na szczyt krokomierz może solidnie zakłamać teraz łapię refleksję :p ) aczkolwiek Endomodo pokazywało komuś słyszałem 15 km ze Imlil do schroniska i 5 km na szczyt = 40 km.@vivere jeśli chodzi o raki i kijki można wypożyczyć na miejscu w razie co
Dodam, że koszt wynajęcia zestawu kijki + raki to około 7 euro za dobę (potrzeba na dwie) więc wydaje się to dość niska kwota (przynajmniej finalnie ja tyle zapłaciłem po negocjacjach, które oczywiście obowiązkowe :p )
Jak wychodziliśmy przed świtem to widać było, że czasem woda była zamarźnięta więc z pewnością poniżej zera...jak wyszło słońce i nie zawiało akurat to było całkiem przyjemnie. Natomiast na szczycie w pełnym słońcu wręcz można było spokojnie rozpiąć kurtkę, bo było tak ciepło. Aczkolwiek pamiętaj o tym, że my akurat mieliśmy świetną pogodę. Kilka dni wcześniej ludzie na szczycie zostawali kilka minut i uciekali na dół bo wiał tak lodowaty wiatr. Podsumowując...jak to w górach...może być na prawdę różnie i zmiennie
;)
super!po przeczytaniu - a raczej: obejrzeniu - relacji tym bardziej żałuję, że w tym roku się nie udało (kiepska pogoda + brak marginesu czasowego...)
:evil: ale bilety na przyszły rok mam już kupione
:D
jakby nie patrzeć w aurze śniegowej wszystko prezentuje się zdecydowanie przyjemniej i piękniej
;) choć nawet bez śniegu pewnie warto, aczkolwiek ciężko mi to sobie wyobrazić
;)
Wspomnienia wracają
:)Warto dodać, że na wysokości 3200 m n.p.m. znajdują się dwa schroniska jeden pod drugim i w tym schronisku wyżej jest nieco taniej (maj 2018). Na upartego można się tam rozbić ze swoim namiotem, ale i tak należy wtedy zapłacić i jeśli mnie pamięć nie myli to wcale nie mało, bo połowę ceny noclegu w schronisku. Do Imlil można dojechać łączoną taksówką za 35 dirhamów/os.Tak jak ambush pisze, spokojnie można ten szczyt zrobić w dwa dni, gdyż podejście do schroniska ze swoimi plecakami zajęło nam 5 godzin, a drugiego dnia o max. 12:00 po zdobyciu szczytu, będziecie mogli już ruszać w dół ze schroniska. Natomiast spotkaliśmy tam wielu Polaków i byliśmy jedynymi, którzy mieli w planach zdobyć szczyt w dwa dni
:) Do Imlil jest jedna prosta droga, ale wchodząc na sam szczyt, nie ma żadnych oznaczeń szlaku, ale dużo osób wybierało się na szczyt z przewodnikami i to od nich można podpatrzeć, którędy najprościej się przemieszczać.W połowie maja śnieg był gdzieniegdzie w zacienionych miejscach, na szlaku na bardzo krótkich odcinkach i pomimo tego, że w Imlil próbowali wmówić coś innego, to raki w ogóle nie były potrzebne. ambush napisał:Bo nie jest wiele miejsc na świecie, w których można zejść z czterotysięcznika i w ciągu kilku godzin znaleźć się na piaszczystej, gorącej pustyni. A tak w Maroko jest.W takim razie nie byłeś w okolicy Merzougi? Bo jeśli tam, to coś kręcisz
:D
Też potwierdzam słowa @Pietrucha, schronisko nieco wyżej jest tańsze (październik, 2018).I nie skumałem o co Ci chodziło z tą Merzougą. Z Marakeszu jedzie się jakieś 8 godzin do Merzougi samochodem więc chyba wszystko się zgadza
:)
Ale gdy po raz kolejny usłyszałem:
- Gdzie jedziesz? Ty? Przecież do Ciebie to w ogóle nie pasuje....śmiali się znajomi...
- Przecież Ty nie znosisz plażowania, chciałeś zrobić coś aktywnie....
- Do MAROKA? Kupiłeś sobie tygodniowy wypad all inclusive? hahah...
No i wtedy pomyślałem, że jednak muszę napisać tę relację.
Sęk w tym, że większość myśli o Maroko bardzo generalizując. Jeśli ktoś tam jedzie to na pewno na WCZASY, na pewno na all inclusive, na pewno wylegiwać się na plaży, ewentualnie zrobić wycieczkę na bazar. Z pewnością jest zdecydowanie więcej takich krajów...aczkolwiek chciałbym poruszyć dyskusję na tym właśnie przykładzie. Bo tak w tym kraju, tak w każdym innym...nawet najbardziej turystycznym jest masa na prawdę fajnych rzeczy do zrobienia.
Dlatego chciałem przedstawić Wam Maroko (po części) z ciut innej perspektywy. Bo jeśli zapytasz - komu jako pierwsze...ok nawet trzecie skojarzenie z tym krajem...do głowy przychodzą góry? Powiem więcej - wysokie, ośnieżone góry. No właśnie...przecież tam są. Atlas to najwyższe pasmo w Afryce Północnej. Szczyty sięgają ponad 4000 metrów....a to już coś. Ja akurat wybrałem się w małej grupie, gdzie naszym głównym celem było wejść na najwyższy szczyt tego pasma - Jebel Toubkal. Ta licząca 4167 m.n.p.m góra jest również najwyższym szczytem całej Afryki Północnej.
Co ważne - byłem tam z początkiem października tego roku.
No więc ruszajmy.
Loty bezpośrednie z Krakowa do Marrakeszu da się złapać spokojnie za 400-500 zł bez większych promocji.
Sam Marrakesz jak to miasto...jest nawet ciut mniejsze niż myślałem, główny bazar jest zdecydowanie mniej bazarowy i hmm...arabski niż widziałem chociażby w Fez czy Nador w innych częściach kraju.
Są niby zaklinacze kobr, fakirzy, wieczorami jest na prawdę tłoczno i dzieje się sporo...
Ale..Ale...kto nie rozpoznał znaku podpowiadam STOP...
miało być poza utartym szlakiem, miało być Maroko inaczej....więc wybaczcie...przechodzę do rzeczy...nie po to piszę tę relację ;)
Tak więc ruszamy w góry!
Z Marrakeszu do Imlil - miejscowości z której rozpoczyna się trekking jest ledwie 1,5 jazdy.
Dobra lektura i droga mija w mgnieniu oka...
Co ciekawe od października w Maroko zimują NASZE bociany. Bo chyba nikt nie powie, że są Marokańskie i wyjeżdżają na letnie wczasy do Polski....
Jakby nie było uznajemy to za dobry znak ;)
Trekking trwa dwa intensywne dni. W sumie liczy około 40 kilometrów marszu (wraz z wejściem na szczyt). Niby można rozłożyć to na 3 dni...ale chyba niewielu tak robi...Pierwszy dzień startujemy z Imlil. Wysokość ok. 1600 m.n.p.m. i w około 6 godzin docieramy do schroniska na 3200 m.n.p.m
Szczyt widać już na starcie treku. Fajnie motywuje do drogi...To ten środkowy wierzchołek...może wydaje się ciut niższy niż dwa obok niego, jednak po prostu stoi lekko w oddali. Na ten moment trochę nieprawdopodobne, że być może jutro uda się stanąć na jego szczycie.... ;)
Za wstęp po parku nie płaci się nic. Można iść samemu, można wynająć przewodnika - jak kto woli. Generalnie droga do schroniska jest prosta i nie idzie zboczyć z trasy...natomiast samo wejście na szczyt może nie tyle co można się zgubić, aczkolwiek lepiej iść odpowiednią trasą, by nie błądzić szczególnie w początkowej fazie, gdzie dużo głazów. Tak czy inaczej szczyt w miarę popularny, przy dobrej pogodzie w razie wątpliwości wystarczy podłączyć się pod innych piechurów.
Pierwszy dzień i droga do schroniska, w którym spędzimy noc wygląda mniej więcej jak na zdjęciach powyżej. Łatwa, wystarczy jakakolwiek kondycja i sprawność, by bez większego trudu ją pokonać. Oczywiście musimy pamiętać o rosnącej wysokości, którą w miarę szybko nabieramy. Część (mniejszość, ale jednak) osób czuła się źle podczas wieczoru i nocy w schronisku. Wymioty i ból głowy się pojawiły, aczkolwiek w mojej skromnej opinii zachowując podstawy czyli porządne nawadnianie się, podchodzenie bez pośpiechu i krótkie wyjście w górę na aklimatyzację przed snem powinny wyeliminować niedogodności.
Na trasie jest kilka miejsc by coś zjeść czy napić się wyciskanego soku z owoców. Można też wynająć muła na bagaże jak ktoś strudzony...nie popieram, ale opcja jest.
Tak wygląda schronisko z góry. Jesteśmy i śpimy na 3200 m.n.p.m.
Kładziemy się wcześnie, ok 22, bo około 5 ruszamy, przed świtem na szczyt.
Od teraz tak na prawdę się zaczyna zabawa... :)
Ta część trasy jest już trudniejsza, bardziej stroma i techniczna. Sporo kamieni, mijanych głazów. Szybko pniemy się w górę.
Dopiero po ponad godzinie (przynajmniej w tej części roku) pojawia się śnieg. Pogoda igła. Od wschodu ani jednej chmurki na niebie i świeci słonko.To wiadomość tym lepsza, jeśli dodam, że 2 i 3 dni wcześniej nikt nie wszedł na szczyt z powodu fatalnej pogody i bardzo silnego wiatru.
Natomiast kiedy wchodzimy już w strefę śniegu...około 3600-3700 m.n.p.m. całkowicie zapominam, że jestem w Maroko. Obrazy które widzę powodują jakieś dziwne wyobcowanie, czuję się jakbym teleportował się w inne miejsce na świecie.
Trzeba przyznać, że fotografie potwierdzają moje słowa...w ciągu jednego dnia z gorącego, pustynnego miejsca....na inną pustynię....lodową!
Na trasie są dwa odcinki strome (tu już przydadzą się raki) mijamy też przełęcz (ok.4000 m.n.p.m.) na której podobno zawsze wieje, a za nią już praktycznie widać szczyt...
ale o tym i czy udało się dotrzeć na szczyt w następnej części ;)@vivere akurat u nas zamierzone dla żartu ;) chyba odwrotnie jak w przypadku Bronka :p
@cypel nie ukrywam - mam problem z tą odmianą :p jedni mówią, że w ogóle się nie odmienia...inni, że odmienia...a jak widać prawda po środku :D
no i potwierdzam słowa jak się spakować...jeśli raz zainwestujesz w cienką kurtkę puchową (moja da się spakować w jej własną kieszeń, a do - 10 wystarcza) i polar to problem z głowy. Jedynie zostają dobre buty....ale je zawsze można mieć np na czas lotu na nogach ;)@sranda & @Japi_29 hehe sęk w tym, że raczej ludzie jak my tutaj są w mniejszości i dlatego siedzimy na tym forum i się rozwijamy podróżniczo :p Z całym szacunkiem, ale większość ludzi nazwijmy pospolitych tak kojarzy Maroko i nie ma się co z tym nie zgadzać ;]
@pemat krokomierz liczył przebytą trasę. Faktycznie nie weryfikowałem tego inaczej (a szczególnie przy wejściu na szczyt krokomierz może solidnie zakłamać teraz łapię refleksję :p ) aczkolwiek Endomodo pokazywało komuś słyszałem 15 km ze Imlil do schroniska i 5 km na szczyt = 40 km.
@vivere jeśli chodzi o raki i kijki można wypożyczyć na miejscu w razie coDodam, że koszt wynajęcia zestawu kijki + raki to około 7 euro za dobę (potrzeba na dwie) więc wydaje się to dość niska kwota (przynajmniej finalnie ja tyle zapłaciłem po negocjacjach, które oczywiście obowiązkowe :p )Nie ma co leniuchować trzeba atakować szczyt!
Ruszamy o 5 rano, jeszcze przed wschodem słońca. Początek trasy już zapowiada przygodę, bo trzeba wejść na niewielki wodospad. Później lekkie zawijasy pośród wielkich głazów, a w momencie gdy wstaje słońce zaczynamy dostrzegać w jak pięknym miejscu jesteśmy.
Po około 1,5 godziny zaczyna być biało. Do szczytu jeszcze trochę drogi przed nami, natomiast tempo spada. Nie koniecznie przez zmęczenie...po prostu nie mogę się przestać gapić na otaczające nas widoki. Pomyśleć, że kilka godzin jazdy i znaleźlibyśmy się na...Saharze... :o
Krótka przerwa na odpoczynek i kontemplację. Dopiero się zorientowałem, że jesteśmy już sporo ponad chmurami. W granicach 3900 można założyć raki, gdyż w niektórych partiach robi się ślisko.
4000 m.n.p.m. Mijamy przełęcz. Pogoda wręcz idealna...a przypomnę, że jeszcze dwa dni temu nikt nie mógł wejść szczyt z powodu fatalnych warunków. Natomiast na przełęczy podobno zawsze wieje...potwierdzam...pogoda igła....a w tym miejscu dla odmiany lepiej się sprężać. bo potrafi nieprzyjemnie zawiać.
Przed nami już ostatni odcinek. Częściowo mocno pod górę, obchodzimy wierzchołek dość wąską ścieżką...metr w lewo i można zjechać ładne kilkaset metrów w dół.
Gdy się odwrócimy widać, że w całej okolicy nie ma już wyźszego punktu niż się znajdujemy. Wyższe wierzchołki znajdziemy dopiero w Alpach w Europie, a w drugą stronę kilka tysięcy kilometrów dalej - w Etiopii.
No i w końcu...docieramy na szczyt Jebel Toubkal! 4167 m.n.p.m. najwyższa góra Afryki Północnej. Ze schroniska czas dojścia w zależności od kondycji i ilości przerw na delektowanie się widokami wyniesie od 3 do 5 godzin.
Kto chodzi po górach zrozumie. Zdobycie szczytu zawsze jest miłe...zdobycie szczytu mianowanego jako najwyższy z jakiejś przyczyny powoduje szczęście i przyjemne łechtanie ego. Prawda jest taka, że może i Jebel Toubkal nie należy do trudnych do zdobycia wierzchołków. Prawdą też jest, że każdy o podstawowej sprawności fizycznej, odpowiednim zachowaniu standardów przy wędrówkach na tej wysokości szczyt ten zdobędzie. Należy jednak pamiętać, że to już ponad 4000 m.n.p.m. A na tych wysokościach trzeba zachowywać racjonalny umysł i w razie czego reagować odwrotem.
I nic nie zepsuje mi satysfakcji z wejścia na ten czterotysięcznik.
Nic nie zachwieje mojego przekonania, iż jest to swojego rodzaju wyzwanie, któremu podołałem.
Nic....nawet to, że na szczycie spotkałem oto tego gościa, który brutalnie udowadnia, że wyzwanie to...jest osiągalne na prawdę dla każdego... ;) ;) :D
Po chwili odpoczynku na szczycie zostaje ostatni etap - czyli zejście do schroniska, posiłek i mozolne, kilkugodzinne zejście do Imlil.
Mimo, że ta relacja głównie chciała pokazać inną stronę Maroka. Tę zimną, śniegową, niegościnną, ale jakże piękną. To rozszerzę ją jeszcze jutro o jedną część. Część ukazującą jak ogromnie różnorodny jest ten kraj. Zabiorę Was z pustyni lodowej...na pustynię piaszczystą. A wszystko to dzieli zaledwie kilka godzin jazdy autem.Jak wychodziliśmy przed świtem to widać było, że czasem woda była zamarźnięta więc z pewnością poniżej zera...jak wyszło słońce i nie zawiało akurat to było całkiem przyjemnie. Natomiast na szczycie w pełnym słońcu wręcz można było spokojnie rozpiąć kurtkę, bo było tak ciepło. Aczkolwiek pamiętaj o tym, że my akurat mieliśmy świetną pogodę. Kilka dni wcześniej ludzie na szczycie zostawali kilka minut i uciekali na dół bo wiał tak lodowaty wiatr. Podsumowując...jak to w górach...może być na prawdę różnie i zmiennie ;)@pemat oo a na jaki miesiąc planujesz wyjazd? ;)W takim razie aura w górach będzie z pewnością zupełnie inna...podejrzewam, że w ogóle bez śniegu jak coś :)jakby nie patrzeć w aurze śniegowej wszystko prezentuje się zdecydowanie przyjemniej i piękniej ;) choć nawet bez śniegu pewnie warto, aczkolwiek ciężko mi to sobie wyobrazić ;)Na dokładkę chciałem dorzucić może już nie tyle niestandardowe miejsce, aczkolwiek zdecydowanie kontrastujące z głównym wątkiem. Bo nie jest wiele miejsc na świecie, w których można zejść z czterotysięcznika i w ciągu kilku godzin znaleźć się na piaszczystej, gorącej pustyni. A tak w Maroko jest. Co więcej jest to jedno z najpiękniejszych, najbardziej majestatycznych i fotogenicznych miejsc jakie do tej pory widziałem! Wielu osób wyobraża sobie, że cała Sahara pokryta jest piaszczystymi wydmami. Prawda jest taka, że ledwie może 10% jej powierzchni wygląda tak cudownie jak na poniższych zdjęciach. Zdecydowana większość to po prostu żwir i kamienie.
Ja odwiedziłem jedno z popularniejszych miejsc od spędzenia czasu na Saharze - okolice miejscowości Merzouga. Co więcej spędziłem tam też noc. W moich prywatnych przemyśleniach turystyczne miejsca dzielą się na:
- nie warte odwiedzenia, bo nie są fajne
- fajne, ale nie warte odwiedzenia (m.in. przez zatracenie wszelakich wartości przez odwiedzające tłumy)
- fajne i mimo turystycznej łatki warte odwiedzenia
Do tej trzeciej kategorii podpiąłbym tą część Sahary. Mimo, iż przyjeżdża tam wiele zorganizowanych wycieczek, to przez wielki obszar nie czuć tłoku. Nie ma kolejek, nie czuć turyzmu na każdym kroku. Obozy, w których spędza się czas lub noc są w dość dużych odległościach od siebie. Max w takim obozie może być kilkadziesiąt osób. A wystarczy odejść dosłownie za pierwszą lepszą wydmę by napawać się tym co w tym miejscu jest najlepsze...ciszą, przecudowną dziką naturą i majestatycznymi widokami. Ja wiele w życiu widziałem, ale powiem Wam, że tam w mojej opinii czuć to 'coś'. Wydmy w blasku dziennego światła - cudowne. W blasku zachodzącego słońca - pomarańczowo czerwonawe - jeszcze piękniejsze...A jak spędzacie tam jeszcze noc....tak rozgwieżdżone niebo można obserwować tylko w na prawdę wybranych, odludnych miejscach na ziemi. Coś fantastycznego. ;)
No i dla fanów fotografii jest to miejsce zaj$&*# fotogeniczne! :D
Jak wspomniałem jeśli ktoś lubi fotografię, Sahara będzie miejsce, gdzie pojemność waszych kart SD może być poważnie zagrożona. Czułem się jak dziecko ciągle cykając to nowe panoramy, ujęcia czy kompozycje. Dopiero po jakimś czasie ochłonąłem, usiadłem i zacząłem napawać się wszechobecnym pięknem otaczającej mnie natury.
Selfie z wielbłądem musi być!
Całym zamysłem tej relacji było po części pokazanie jak różnorodne i ciekawe potrafi być nie tylko Maroko, ale ogólnie przypomnieć, że wiele turystycznych miejsc ma też swoje drugie, ciekawsze oblicze. Czasem wystarczy po prostu zejść, nawet odrobinę z utartego szlaku. A Maroko potrafi zaskakiwać. Mam nadzieję, że wielu z Was też da się różnie pozytywnie zaskoczyć.